piątek, 14 grudnia 2012

Puchar Mistrza Mistrzów

Puchar Mistrza Mistrzów – nazwa, którą z jednej strony słyszałem i kojarzyłem już od dawna, a z drugiej nigdy nie miałem szansy wziąć w nim udziału, czy to jako mistrz gry, czy jako gracz. Tak więc wszechświat stwierdził, że skoro Greg sam nie zamierza się tam wybrać to trzeba go oficjalnie oddelegować – i to na dodatek jako sędziego! No nie powiem, byłem mocno zaskoczony – co prawda mam jako takie doświadczenie z konkursami na najlepszych MG lub graczy, ale PMM uważałem zawsze za całkiem inną ligę i nie przypuszczałem że otrzymam zaproszenie sędziowskie. „Jechać, czy nie jechać?” - zastanawiałem się. Niestety miałem okazję usłyszeć, lub przeczytać opinie o PMMie, które nie stawiały tego turnieju w pozytywnym świetle. No ale nic, za pół roku sam mam zorganizować coś podobnego, więc doświadczenie by się przydało. No i pojechałem.

Na turniej zgłosiło się dziewięciu mistrzów gry. Liczba trochę mała, jak na najbardziej prestiżowy turniej dla MG (przynajmniej według mnie). Co do prowadzonych systemów podczas eliminacji, były to: 3x Warhammer, 2x Świat Mroku (mniej, lub więcej), Earthdawn i 3x jednostrzałówka we własnej konwencji (czy Khaki prowadził własny setting nie jestem na 100% pewien). Przy eliminacjach wszyscy sędziowie mieli zrobić obchód po sesjach, porównać poziom prowadzących i wystawić im ocenę. Narady trwały dość długo (2-3) godziny, ale pomimo pewnych problemów udało nam się wyłonić pięciu półfinalistów: Kaduceusz, Włodi, Wiktor, Azarin, oraz Zed (kolejność wymienienia jest całkowicie losowa). Ciekawa sprawa, że do kolejnej części przeszły trzy sesje Warhammera. Mistrzowie otrzymali szkice przygód, które mieli przygotować i zabrali się do pracy. Tak oto zakończył się dzień pierwszy.

Dzień drugi to półfinały i finał. Tym razem na każdej z sesji miał cały czas być obecny sędzia, biorący również udział jako gracz. Oddelegowany zostałem do sesji Włodiego, który po raz kolejny zdecydował się poprowadzić Warhammera. Po jego poprzedniej sesji, którą poprowadził w konwencji mrocznych baśni Braci Grimm, spodziewałem się że może nas czymś znowu zaskoczyć. Ale Włodi, jak to Włodi, po prostu odpalił ciężki kaliber. Nasze miny, gdy dowiedzieliśmy się że mamy zagrać dziećmi (czwórką rodzeństwa), powinny zostać uwiecznione. Włodi ma pewną cechę, która według mnie jest podstawą warsztatu MG – genialnie operuje swoim głosem. Gdy tylko zaczynał opisy, gracze grzecznie milknęli i przysłuchiwali mu się z ogromnymi oczami. Po sesji miałem jednak, pewien problem – nie miałem okazji przyjrzeć się pozostałym i bałem się że może to trochę wypaczyć moja ocenę. Chociaż po chwili zastanowienia, stwierdziłem że sesja u Włodiego bezceremonialnie wskoczyła na top3 sesji, w które grałem, więc na spotkanie sędziowskie udałem się pewien swych racji.

Drugie obrady minęły zadziwiająca zgodnie. Jeden z finalistów został wybrany praktycznie jednogłośnie, natomiast jego oponent wyklarował się po głosowaniu: Azarin i Włodi. Niestety tutaj pojawił się pewien problem – obaj finaliści nawet nie spodziewali się dostania do finałów (dla Włodiego były to pierwsze sesje prowadzone na konwencie), oraz byli najzwyczajniej w świecie zmęczeni. Brak snu, zdenerwowanie, szybkie przygotowania zdecydowanie zebrały swoje żniwo – sesjom finałowym brakowało pewnej iskry, którą tak zachwycały sędziów podczas półfinałów. W żadnym jednak wypadku nie należy uznawać ich w jakikolwiek sposób za słabe. Nadal były to sesje godne „Mistrza Mistrzów”. Wyjątkowo ucieszyło mnie natomiast że finaliści prowadzili w tak odmienny od siebie sposób. Azarin genialnie potrafił posłużyć się muzyką, wplatając swoją narrację w muzykę w taki sposób, że można by uznać to za fragment filmu. Z kolei Włodi pokazał „dobrą, starą szkołę”, piękny sposób grania, gdy uczestnicy siadają razem i tworzą wspólnie historią.

Dyskusję po finałową skomentuje tylko dwoma zdjęciami :) Natomiast gdyby do kogoś nie dotarła ta wiadomość – wygrał Włodi (chociaż przypuszczam, że Azarin nie pokazał jeszcze wszystkiego na co go stać i za rok może stawiałbym na jego ponowną obecność w finale).
Tak nam się wydawało, że wyglądamy.
Tak wyglądaliśmy naprawdę

Wrażenie z Pucharu można by określić jako spotkanie trzynastu trolli. Nie chcę jednak, aby ten tekst został odebrany w sposób, który każe myśleć komukolwiek, że w jakiś sposób wyśmiewaliśmy, lub szydziliśmy z któregoś z uczestników – po prostu utrzymywaliśmy w gronie sędziowskim bardzo luźną atmosferę i wydaje mi się, że tylko dzięki temu nie padliśmy podczas obrad (no i wodzie, którą zapewniał nam Wojtek – to się nazywa troska o morale). Uważam, że jako sędziowie mieliśmy wyjątkowo niewdzięczne zadanie – ocenianie (czyli de fakto powinno to nazywać się nas jury, a nie sędziami). Jednakże bardzo cieszę się z faktu, że w końcu miałem szansę brać udział w tej jakże potrzebnej inicjatywie. Pozwoliła mi nie tylko poznać wspaniałych ludzi, ale również skonfrontować mój sposób grania i prowadzenia z tym co pokazali nam uczestnicy. A wydaje mi się że bez tego trudno byłoby nam się rozwijać w naszym ulubionym hobby.

3 komentarze:

  1. Sprawnie władasz językiem literackim, życzę wielu udanych notek.

    OdpowiedzUsuń
  2. O ile- jak piszesz- finaliści pokazali tzw. "starą dobrą szkołę", o tyle 9 (słownie: dziewięciu) uczestników czyli chyba więcej niż sędziów, to faktycznie nie dużo... Zastanawia czy to nasze hobby jest tak elitarne (albo niszowe) czy też zawiodła nieco promocja Pucharu czy może (o zgrozo) granie w RPG pencil & paper staje się powoli przeżytkiem, w świecie MMO, gier komputerowych i innych form rozrywki związanej z graniem.

    Ciekawym Twojej opinii, zwłaszcza w porównaniu z innymi imprezami tego rodzaju.

    Serdecznie Cię pozdrawia

    Zielony Drań (T.M.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ilość sędziów zawsze powinna być jak największa na takim typie konkursów - 13 sędziów (z czego 5 grało w półfinałach) dawało 13 różnych opinii na temat każdego z uczestników. Jeżeli chodzi o ilość MGków to nie za bardzo mam porównanie z zeszłymi latami.

      Usuń